- Szczegóły
- 28/07/2025
- Marek Palarczyk
- Aktualności

Wielcy piłkarze są często oceniani przez swoje sukcesy, ale to, co czyni ich naprawdę wyjątkowymi, to w jaki sposób traktują swoich kolegów z szatni. W historii Barcelony było wielu bohaterów i wybitnych indywidualności, ale to Carles Puyol na zawsze pozostanie symbolem drużyny, która nie tylko zdobywała trofea, ale także tworzyła coś znacznie ważniejszego od nich – ducha wspólnoty.
Pod koniec maja 2011 roku na Wembley, Carles Puyol w pełni świadomy wagi momentu, oddał zaszczyt podniesienia uszatego pucharu Éricowi Abidalowi, o czym wspomniał Luis Martín Gómez w książce "Kiedy staliśmy się legendą. FC Barcelona Pepa Guardioli".
Guardiola wciąż pamięta pierwszą rozmowę z zawodnikiem, który miał zostać kapitanem jego drużyny:
– Został wybrany przez swoich kolegów, a ja nie miałem nic do powiedzenia. Kiedy rozmawialiśmy pierwszy raz, przed rozpoczęciem sezonu, poprosił mnie tylko o to, byśmy dobrze trenowali. Zapewniłem go, że może być spokojny, że ma to jak w banku, że będziemy dużo biegać. Wszyscy wiedzieli, że treningi będą bardzo wymagające, a jeśli ktoś nie będzie się angażował, nie będzie grał. Powiedziałem mu też, że zamierzam ustalić podstawowe zasady dotyczące godzin, odżywiania, kar finansowych… [W tamtym czasie] nie było niczego, a ja chciałem wymagać od nich jakiegoś minimum.
Puyol uznał, że to dobry pomysł, podobnie jak reszta drużyny. Decyzja należała jednak do Pepa.
– Puyol był jednym z tych, którzy zawsze myśleli najpierw o klubie, a dopiero potem o sobie, co do tego nie ma wątpliwości – opowiada dalej Guardiola. – Kiedy przyszedłem, zastałem bardzo dojrzałą drużynę. Wiele rzeczy zostało już zrobionych, wszystko było uporządkowane, więc niewiele miałem do zrobienia w kwestii szatni i nie prosili mnie o zbyt wiele zmian. Kiedy musiałem o czymś powiedzieć, naturalnie rozmawiałem z Xavim, z Víctorem, z Leo i z Puyim. Carles był bezpośredni. Mocno przywiązany do klubu, a przede wszystkim do drużyny. Bronił zespołu. Puyi był przede wszystkim kibicem Barçy.
Podobnie jak cała jego rodzina oraz rodziny Víctora, Busiego, Xaviego. A także rodziny Pepa, Tito, Cosa, Emilego Ricarta… Dlatego drużynę charakteryzowała niesamowicie rodzinna atmosfera. Potwierdzają to osoby odpowiedzialne za klubowe wyjazdy, bliskie sztabowi i piłkarzom. Doskonale wiedziały, czy podróżuje żona tego czy tamtego, z iloma dziećmi…
– Byli jak troupe – wspomina Júlia Ferrer-Dalmau, kobieta dyskretna i skuteczna jak mało która. Nie pracuje już dla Barçy, ale była nieodzowną częścią tamtej grupy. Opiekowała się rodzinami piłkarzy i tolerowała dziennikarzy. Pracowała w dziale logistyki agencji RACC i zajmowała się FC Barceloną.
– W zagranicznym wyjeździe zwykle brało udział dwieście lub trzysta osób, na mecze ligowe wybierało się około stu, a na finały tysiące. Samolot drużyny zawsze był pełny: rodziny zawodników, kierownictwo klubu, kibice i dziennikarze.
Júlia Ferrer-Dalmau była w Madrycie tego dnia, kiedy Puyol pocałował klubowy herb na Santiago Bernabéu. Były kapitan wciąż przechowuje to zdjęcie. Brakuje go jednak na fotografii, która uwieczniła chwilę, w której Barça sięgnęła po swój czwarty Puchar Europy. To on, jako kapitan, powinien podnieść to trofeum. Postanowił jednak oddać ten zaszczyt Éricowi Abidalowi, który dopiero co pokonał nowotwór wątroby, a sam w tym czasie podszedł przywitać się z prezydentem, więc nie ma go też na zdjęciu grupowym.
– Mnie też tam nie ma! – śmieje się Sandro Rosell na wspomnienie tamtej chwili. To on pełnił wtedy funkcję prezydenta Barcelony. – To był bardzo piękny gest Puyola, gest, który go definiuje.
Puyol nie pamięta, co powiedział Abidalowi (ani czy w ogóle coś mu powiedział), ale zapewnia, że w tym momencie zrobił to, o czym myślał od tygodnia.
– Powiedziałem o tym tylko Juanjo Brau, fizjoterapeucie, z którym spędziłem całe miesiące, ćwicząc z nim rano i po południu. Niesamowity człowiek – opowiada Carles. – Miałem mnóstwo kontuzji. Wtedy z powodu urazu nie grałem przez trzy miesiące. Wytrzymałem, bo wiedziałem, że po sezonie czeka mnie operacja. Przed finałem byłem do dyspozycji trenera, ale wiedziałem, że pozostali są w lepszej formie niż ja. Chciałem mu o tym powiedzieć, dać mu znać, że jeśli będzie mnie potrzebował, jestem gotowy, ale nie byłem w pełni zdrowy. Trener musiał widzieć, że nie jestem w najlepszej dyspozycji, i wystawił kogoś innego. W końcu zagrałem w tym finale chyba ze trzy minuty.
Przed odprawą na Wembley Guardiola z nim porozmawiał.
– Wykonał miły gest, który pokazuje, jakiego typu jest człowiekiem. Przyszedł mi przekazać, że nie wyjdę w podstawowym składzie. Powiedział: »Nie wiem, czy ostatecznie zagrasz dużo czy mało, ale podniesiesz puchar, bo wygramy«. A ja pomyślałem: »Okej, nie wiem, czy zagram, ale pucharu to na pewno nie podniosę«. Miałem co do tego pełną jasność. Pomyślałem o tym tydzień wcześniej. Przez pięć miesięcy miałem pogruchotane kolano, a Abidal się o mnie martwił. Jedyne, o czym myślałem, to: »Cholera! Koleś ma raka, a nie przestaje się mną przejmować«. Podzieliłem się swoim pomysłem z Juanjo Brau: »Nic nikomu nie mów, bo jestem bardzo przesądny, ale jeśli wygramy, puchar wzniesie Abi«.
Wygrali. Znowu. Tak samo jak w Abu Zabi.
Zdołaliśmy przejść do historii. – Puyol się uśmiecha. – Jako pierwsi zdobyliśmy sześć trofeów w jednym roku; później udało się to także Bayernowi. Ale jeśli staliśmy się wieczni, to nie tylko dlatego, że wygrywaliśmy, lecz także ze względu na sposób, w jaki to zrobiliśmy”.
Książka "Kiedy staliśmy się legendą. FC Barcelona Pepa Guardioli" jest dostępna na ⏩ https://bit.ly/fcbp-barcelona
To był gest, który nabrał wielkiego znaczenia i został zapamiętany przez cały piłkarski świat.
📷 FC Barcelona/Álex Caparrós