Data17.09.200900:00 - 22.09.200923:59

MiejsceBarcelona

KategoriaWyjazdy

Opis wydarzenia

Czwartek, 17 września, godzina 9 rano – Dworzec Letni w Poznaniu. Z każdej strony zaczęły zbliżać się postacie przyodziane w bordowo-granatowe barwy. Mogło to oznaczać tylko jedno, kolejny wyjazd do Barcelony pod egidą FCBP! Pomimo że był to początek już dziewiątego wyjazdu do Katalonii, dla większości uczestników był to debiut, a do wyjazdowych „weteranów” można było zaliczyć tylko nielicznych. Wiązało się to z milionem pytań padających z każdej strony, niepewnością oraz zniecierpliwieniem, by jak najszybciej ruszyć w długą podróż i wreszcie móc ujrzeć to, co do tej pory można było podziwiać tylko na zdjęciach.

 

Autokar został podstawiony tuż po godzinie 9:30, po czym wszyscy zaczęli pakować bagaże oraz zajmować miejsca w autobusie, który miał być naszym domem przez najbliższe 28 godzin. Punktualnie o godzinie 10, gdy ekipa była już w komplecie, kierowca odpalił silnik i ruszył w stronę granicy z Niemcami, by później obrać kierunek na słoneczne plaże Barcelony. Po słowie wstępu oraz przedstawieniu się przez organizatorów, zaczęły się nieśmiałe wymiany zdań z nowo poznanymi kompanami z sąsiednich siedzeń. Nie wszyscy jeszcze zdołali zapamiętać imiona sąsiadów, gdy niepewność wkradła się w serca zgromadzonych, bowiem już po godzinie jazdy autokar zjechał na pobocze z powodu usterki technicznej. Postój sprzyjał integracji i zapoznaniu w szerszym gronie, aczkolwiek z minuty na minutę każdy robił się coraz bardziej nerwowy i niepewny, czy aby nasza wyprawa dojdzie do skutku. Powodem awarii okazał się alternator, który został wymieniony, dzięki czemu autokar ponownie mógł wyruszyć w dalszą drogę. Po przejechaniu kilku kilometrów drogę zajechało nam białe mitsubishi, mało nie doprowadzając do stłuczki, co zaowocowało kilkoma „ciepłymi” klaksonami. Dodatkowo kierowca białego pojazdu wykazał się niesamowitą złośliwością, dosłownie tocząc się przed naszym autobusem, doprowadzając kierowców do furii. Po chwili takich „szachów” kierowca osobówki zjechał w boczną drogę, wysiadł i zaczął wymachiwać rękami, idąc w kierunku autokaru. Gdy tylko zatrzymał się i autokar, na powitanie właściciela „japończyka” wyszła grupa „mediatorów”. Kierowca najwyraźniej nie chciał czekać na argumenty, gdyż momentalnie wsiadł do swojej ‘białej strzały’ i wciskając gaz do dechy oddalił się pozostawiając po sobie tylko tumany kurzu. W ten właśnie sposób zdeterminowana bordowo-granatowa siła udowodniła wyższość nad bielą (i oby tak samo było w listopadzie podczas Gran Derbi na Camp Nou!). Cała ta sytuacja niesamowicie rozbawiła wszystkich członków wyjazdu oraz pozwoliła odpłynąć w zapomnienie problemom sprzed chwili. Autokar wypełniony nową, pozytywną atmosferą ruszył dalej w kierunku Barcelony. Dalsza podróż była już formalnością. Wszyscy grzecznie doczekali przyjazdu do wymarzonego miejsca, oszczędzając energię na podróże po mieście Gaudiego.

 

W piątek o godzinie 17 autokar zjawił się w Badalonie pod docelowym hostelem. Rozdanie kart, zalogowanie się w pokojach, rozdanie biletów na sobotnią potyczkę z Atletico Madryt, szybki prysznic i już wszyscy byli gotowi by choć w drobnym stopniu zapoznać się z miastem. Jedni szybko wsiedli do metra by udać się do centrum Barcelony, inni pozostali w hostelu by odpocząć po wyczerpującej podróży. Bez względu na to, kto jaki wariant wybrał, większość i tak spotkała się wieczorem w jadalni na wspólnej integracji. Rozwieszona została flaga fanklubu i wszyscy bardzo chętnie usiedli razem do stołu by podzielić się swoimi doświadczeniami bądź też wrażeniami z pierwszej podróży po mieście. Rozmowy toczyły się przez całą noc, a ostatni z dyskutantów spać położył się… tuż przed śniadaniem.

 

Sobotni poranek to masowe zakupy w Botidze pod Camp Nou. Od godziny 11 fala Polaków zalała sklep by nabyć gadżety z herbem ukochanej drużyny. Jak zawsze wybranie tych właściwych pamiątek wymagało sporo czasu. Po półtorej godziny tradycyjnie już została otwarta specjalna kasa dla fanklubu i wszyscy ustawili się w kolejce by skasować swoje zakupy z odpowiednim rabatem. Również i tym razem zakupy dokonywane przez członków fanklubu małe nie były, co nie wprawiało kasjerów w szczególną radość. W tym samym czasie z budynków klubowych niedaleko stolików i parasoli, gdzie zmęczeni zakupami fan klubowicze kosztowali orzeźwiających napojów, wyszedł prezydent Joan Laporta. W ciągu kilku chwil został otoczony przez tłum kibiców, którzy byli widocznie zszokowani tak niecodziennym spotkaniem. Co ciekawe, sternik Barçy w tłumie fanów dojrzał bordową koszulkę FCBP (w końcu on sam również posiada ten wyjątkowy trykot) po czym bez problemu odgadnął polskie pochodzenie jednego z naszych wyjazdowiczów. Po raz kolejny byliśmy świadkami ogromnej rozpoznawalności polaków na Camp Nou, a na pamiątkę tego wyjątkowego spotkania prezydent złożył swój podpis na bordowej polówce.

 

Po zakończonych zakupach, uczestnicy wyjazdu podzielili się na małe grupki i udali się do najciekawszych zakątków miasta, by podziwiać uroki Parku Guell, bądź też potęgę Sagrady Familii. Część osób, zachęconych przez organizatorów wyjazdu, udała się do Palau Blaugrana na mecz piłki ręcznej pomiędzy FC Barcelona Borges, a Labaro Toledo. Mecz zakończył się okazałym zwycięstwem gospodarzy 31-22, chociaż do połowy prowadzili tylko jedną bramką. Po zakończeniu meczu „szczypiorniaka” ekipa ponownie się rozeszła, by przed godziną 22 ponownie połączyć siły, tym razem już na Camp Nou przy okazji meczu z rywalem z Madrytu.

 

Pierwsi kibice z Polski zaczęli pojawiać się na stadionie chwilę po otwarciu bram. Większość jednak zaczęła meldować się na swoich miejscach w okolicach godziny 21. Wtedy też rozwieszona została fanklubowa flaga, prezentująca dumnie biało-czerwone barwy. Ci, którzy po raz pierwszy odwiedzili Camp Nou, nie mogli wyjść z zachwytu, podziwiając monumentalną budowę stadionu FC Barcelony. Stadion powoli zapełniał się fanami w bordowo-granatowych barwach, czekającymi na kolejny spektakl w wykonaniu naszych pupili. Widzowie zgromadzeni na stadionie nie zdążyli jeszcze dobrze zagrzać krzesełek po odśpiewaniu hymnu, a już Barca prowadziła 1:0. Po podaniu Sergio Busquetsa Ibracadabra pokonał bramkarza Atletico technicznym strzałem. Fala radości ogarnęła cały stadion. Od tego momentu co chwila dało się słyszeć śpiewy dochodzące z różnych sektorów Camp Nou. Wynik 4:1 do przerwy wprowadził zgromadzonych w osłupienie. Oczekiwania wszystkich zostały spełnione z nawiązką. Druga połowa była już tylko formalnością. Rozbite Atletico nie stanowiło zagrożenia, aczkolwiek podopieczni Pepa Guardioli również nie kwapili się do ataków, co w efekcie okupili stratą bramki. W ostatniej minucie spotkania byliśmy świadkami prawdziwej magii w wykonaniu Blaugrany. Wyśmienitą akcję Alvesa i Iniesty na bramkę zamienił Messi. Końcowy wynik 5:2 mógł być lepszy, szkoda dwóch bezmyślnie straconych bramek, aczkolwiek większość kibiców z Polski pragnęła obejrzeć choćby jednobramkowe zwycięstwo, a zostali poczęstowani pięcioma bramkami po pięknej grze naszych pupili. Tak okazała wygrana nie mogła zakończyć się inaczej niż świętowaniem. Mniejsza grupa zdecydowała się na zabawę w centrum miasta, większość natomiast udała się do hostelu, by ponownie przy wspólnym stole bawić się do białego rana.

 

Niedziela dla wszystkich miała być dniem zwiedzania oraz zakupów pamiątek na mieście. Wszyscy chcieli wycisnąć z tego dnia ile się da. Odwiedzana była plaża w Barcelonie, Park Guell, Sagrada Familia, La Rambla, Montjuic i wiele innych. Planem na wieczór było odwiedzenie magicznej fontanny. Niestety plany pokrzyżowała pogoda. Po raz pierwszy wyjazdowicze byli świadkami burzy oraz ulewy w Barcelonie. Od wczesnego popołudnia do późnego wieczora deszcz nie opuszczał stolicy Katalonii. Deszcz był na tyle intensywny, że spowodował częściowe sparaliżowanie komunikacji miejskiej. Czerwona stacja metra została zalana i całkowicie wyłączona z ruchu. Na stacji przesiadkowej pomiędzy zieloną, a fioletową linią metra, Pep-ventura woda zarwała sufit i zalewała stację od wewnątrz. Pomimo jakże niesprzyjających warunków atmosferycznych, znalazła się grupa śmiałków która zwiedzała w godzinach wieczornych Park Guell. Cała reszta grupy wspólnie rozgrzewała się różnymi trunkami, przy okazji dzieląc się wrażeniami i emocjami po kończącym się już wyjeździe. Wczesna pora wyjazdu podpowiadała, by udać się do łóżek i odpocząć przed długą podróżą, jednak grupa nie słuchała sugestii rozsądku i dyskutowała do późnych godzin nocnych.

 

Poranek to krzątanina i przygotowania do wyjazdu, zakupy porannej prasy oraz prowiantu na drogę powrotną. Wszystko przebiegło szybko i sprawnie. Oddanie kart na recepcję, spakowanie bagaży, zajęcie miejsc w autokarze, sprawdzenie składu osobowego i już cała grupa była gotowa do powrotu do Polski. Wyjazdowicze z żalem opuścili to jakże wspaniałe miejsce, jednak z nadzieją, że szybko uda się tutaj powrócić. Podróż przebiegła sprawnie i bezproblemowo. We wtorek o godzinie 15 autokar ponownie zameldował się na dworcu letnim w Poznaniu. Uściski, podziękowania, wspólne uprzejmości. Na tym zakończyła się wspólna wyprawa i wszyscy, w mniejszych lub większych grupach, podążyli w stronę swojego domu. Uczestnicy byli rewelacyjni, wyjazd niezapomniany, pozostaje mieć nadzieję, iż uda się zorganizować jeszcze jeden tak udany jak ten, który zakończył się 22 września 2009 roku o godzinie 15 na Dworcu Letnim w Poznaniu.

 

AUTOR: McBet